Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1081

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

numerowane, noszące firmę fabryczną, schował je do portfelu i wyszedł.
Nazajutrz około jedenastej z rana, człowiek ubogo odziany, z rozczochraną brodą, w podartym obuwiu, starym wypłowiałym, na oczy nasuniętym kapeluszu, szedł ulicą Lepie, stukając odedrzwi do drzwi i ofiarując za tanie pieniądze drobny towar, złożony z kajetów do pisania, kopert, ołówków i igieł.
Za to wszystko żądał dwadzieścia centymów.
— Jestem robotnikiem — mówił — bez roboty; kupcie jeśli łaska, potrzebuję na chleb zarobić.
Brano od niego towar, jaki w rzeczywistości wart był dwa razy tyle.
Ów człowiek, przebywszy ulicę des Abbesses, zwrócił się ku ulicy Gareau, na rogu której przystanąwszy, wyjął igły i schował będące między towarem, a w ich miejsce włożył papierki z igłami, jakie świeżo dobył z pugilaresu.

VI.

Przygotowany w ten sposób, wszedł w ulicę Gareau, przesuwając się wzdłuż sklepów, aż zatrzymał się nareszcie w pobliżu pralni wdowy Perrot, spostrzegł albowiem pod temi drzwiami pudło gałganiarza. Wahał się przez parę sekund widocznie, czyli ma wejść lub wrócić, w końcu namyśliwszy się, z nasuniętym na oczy kapeluszem, przestąpił próg sklepu.
Wdowa Perrot jadła śniadanie przy stole od prasowania.
Piotr Béraud, na w pół pijany, z zamglonemi oczernia, trzymał w drżącem ręku kieliszek napełniony wódka.
— Co chcesz? — zapytał doniośle wchodzącego nieznajomego.
— Jestem biedny ojciec rodziny, bez roboty. Chodzę i staram się, aby zarobić na życie. Zobacz-no pani... Oto sześć arkuszy listowego papieru, sześć kopert, ołówek i dwa