Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tu otworzył pudełko.
— Oto są srebrne i poświęcane, po jednym franku za sztukę. Kupują je nawet biedacy, mający zaledwie po kilka sou w kieszeni, a milord ma zapewne pugilares dobrze wypchany.
Arnold, zniecierpliwiony natarczywością małego paryżanina, przystanął w pobliżu budynku, a sięgnąwszy do kamizelki, rzucił dwadzieścia sous w otwarte pudełko, wziął medalik z rąk Misticota, wsunął go do kieszeni i mrucząc w gniewie coś po angielsku, szedł w dalszą drogę.
— Dziękuję ci, milordzie! — wołał podrostek — jesteś prawdziwym dżentelmenem. Medalik przyniesie ci szczęście... jeżeli, notabene, nie jesteś protestantem.
Desvignes wszedł do restauracyi, gdzie oczekiwał na niego Scott z Trilbym.
Misticot, zatrzymawszy się, śledził go wzrokiem.
— Ha! ha! — zawołał, śmiejąc się wesoło — teraz ja odgaduję. Jest to dyrektor amerykańskiego cyrku, który chce wziąść do siebie obu naszych artystów. Zabawna to figura ów anglik; milczący, nierozmowny... aoh! yes... aoh! yes! No... ale przecie kupił medalik. Trzeci sprzedałem dzisiaj od rana, a dopiero jedenasta godzina, może targ pójdzie pomyślnie i dalej.
Tak mówiąc, chłopiec postępował ulicą św. Wincentego, kierując się w stronę budowy kościoła.
— Lecz jeśli ta postać o rudych faworytach — ciągnął dalej — zabierze Scotta i Trilbego do Ameryki, nie będę ich już widywał w cyrku Fernando. To mnie gniewa!... Trilby był niezrównanym w niedźwiedziej skórze. Lecz ugaszczają nieładu owego pana dyrektora... tyle potraw i tak wykwintnych, zkąd oni mogą mieć na to pieniądze? Z pozoru wyglądają oba na zręcznych raczej oszustów, niż uczciwych ludzi. Wynika ztąd, że trzeba się mieć na baczności, ale i niezbyt pochopnie sądzić o drugich...