Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Porwał nóż zo stołu, i wrzeszcząc tryumfalnie, rozpoczął atak z nową gwałtownością, uderzając na prawo i lewo, przed siebie i za siebie, ale na szczęście, uderzając na oślep....
Jednakże krew już płynęła, i z pewnością nie jedna ofiara byłaby padła, uderzona śmiertelnie, gdyby przywołani żołnierze z sąsiedniego odwachu, przez właściciela domu nie przybyli na pomoc. Wkroczyli oni do dużego salonu, otoczyli Piotra Landry kołem, zwracając ku jego piersiom bagnety....
W tymże samym czasie, jeden z cieślów narażając się sam, aby tylko niepozwolić nieszczęśliwemu rzucić się na ostrze, ujął go z tyłu, zdołał wyrwać mu nóż, i powalił go na ziemię...
Od tej chwili nie było niebezpieczeństwa. Rozbrojony Piotr Landry przestał być groźnym.
Związano mu ręce i nogi serwetami, a w chwili gdy on chciał się z tych pęt wydobyć, wszedł pan Raymond do resteuracyi prowadząc z sobą doktora.
Naczelny kierownik robót, od dzisiejszego rana powziął dla Piotra Landry żywą sympatyę, o tyle żywszą o ile poznał głębokie cierpienia tegoż. Jago osłupienie i zmartwienie było nie doopisania, gdy się dowiedział co zaszło. Przewidział odrazu następstwa tego strasznego wypadku. Ale nie mógł nic zaradzić, ani przeciw faktom dokonanym, ani też przeciw ich skutkom.
Zbrodnia była wyraźna!... niczego nie brakło: kłótnia i bójka, rany groźne, rozlew krwi.... Kilku cieślów miało twarze i ręce poranione i zakrwawione; stary podmaj-