Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/610

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

funtowy, szynkę, sera kawał... kupiłem to wszystko... aby wam ucztę wyprawić!... A tu oto w tym kąciku macie ubranie na zmianę: jest i peruka, fałszywa broda i okulary niebieskie... przebierzecie się w to wszystko, jak już będzie czas dać nura na tamtą stronę granicy Brukselli!... Mądry byłby, ktoby was poznał... A co!... nie prawdaż że sprytny ze mnie chłopak!... A teraz mój kochany panie Piotrze, życzę wam dobrej nocy! Dowidzenia! do jutra o tej samej porze:..
— Już idziesz?...
— Muszę!... Pilno mi...
— Gdzie idziesz!...
— Biegnę uspokoić pannę Lucynę!... ona tam pewno czeka jak na rozpalonych węglach, kochana nasza panienka!... Toć to przecież nie żarty taka machinacya!... Nie mogę jej tak zostawić w niepewności, czy się wszystko udało jak należy!...
— A gdybym ja poszedł z tobą — wyrzekł żywo Piotr Landry.
— Czyście głowę stracili panie Piotrze — zastanówcie się co gadacie!... Pokazywać się publicznie na ulicy, właśnie w tej chwili, kiedy cała policya węszy, gdzieście się podzieli!?... Słowo honoru daję... chyba się wam klepki w głowie rozpadły!... A to lepiej wrócić do więzienia, z któregoście wyszli, i powiedzieć głównemu nadzorcy: „oto jestem kochany panie, bardzo mi przykro, żem się z panem nie pożegnał... Pewnoś się pan o mnie niepokoił... Wsadźże mnie pan napowrót tam zkądem wyszedł... jesteś łaskaw!...