Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/583

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wyjaśnić naszym czytelnikom... Może się to tłomaczy skłonnością do złego, niektórych natur kobiecych?... w istocie nie wiemy...
Konferencye Lucyny z Motylem stały się częste i długie... Młody chłopiec stanowczo ułożył się z Saturninem... dzień na ucieczkę oznaczony pozostał ten sam... godzinę wybrano taką, któraby przedstawiała najwięcej szans, albo lepiej powiedziawszy prawie pewność powodzenia. Oznaczono więc dziewiątą wieczorem...
Każdego popołudnia Motyl chodził do więzienia Piotra Landry... Stary podmajstrzy z razu żywo myśl ucieczki odtrącił.
— Gdybym uciekł — wykrzyknął — byłoby to przyznaniem się do winy!... Bóg jest sprawiedliwy!... Ci, którzy go przedstawiają na ziemi i od których zależy wolność i życie ludzi, powinni być jak on!... Jestem niewinny zbrodni o którą mnie obwiniają... chcę stanąć przed sądem!... zobaczemy wtedy, czy potwarca ośmieli się powtórzyć swoje potworne kłamstwo w obec Boga ukrzyżowanego, który nad salą sądu kryminalnego ramiona swoje roztacza!...
Motyl, z rzadką przytomnością umysłu, nie starał się nawet walczyć rozumowaniami, przeciw temu energicznemu postanowieniu. Rozumiał dobrze, że uczciwy ten człowiek, w swoim szlachetnym uporze, nie da się przekonać...
Rzucił on na szalę, dla przezwyciężenia uporu Piotra Landry, argument daleko silniejszy jak wszystkie na świecie rozumowania. Tak życzy sobie i tak chce panna Lucyna — powiedział — musi zatem być tak jak ona chce... bo by to