Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/570

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie rozumiem!... O jakiej sposobności mówisz?...
— Jeden z więźniów... towarzysz niedoli zacnego podmajstrzego, przygotowywał długo i cierpliwie dla siebie samego plan ucieczki, i ma go wykonać niezawodnie!... Ten człowiek, zobowiązuje się wyprowadzić z sobą Piotra Landry z więzienia, za cenę sześciu tysięcy franków... tę sumę, mój ojcze, obiecałam w twojem imieniu, i mam nadzieję, że mi jej na ten cel nieodmówisz!...
— Miałaś słuszność rachując na mnie — wymówił Jakób Lambert po chwili milczenia — zrobiłbym bez wahania poświęcenie jeszcze o wiele większej sumy pieniędzy, niż ta, której żądasz dla uratowania niewinnego, a który cierpi za mnie!... Na nieszczęście, to poświęcenie jest od tej chwili bezużyteczne...
— Bezużyteczne! — krzyknęła Lucyna przerażona — co mówisz, mój ojcze?...
— Ucieczka, na którą liczysz, kiedy ma nastąpić?...
— Za trzy dni...
— A więc powiem ci, że za trzy dni Piotr Landry będzie wolny, nie dla tego żeby umiał oszukać czujność stróżów swoich i uciec, ale dla tego, że jego niewinność będzie ujawniona, głośno uznana, i zmusi drzwi więzienia do otwarcia się przed człowiekiem uczciwym, niesprawiedliwie oskarżonym!...
— Niewinność Piotra Landry będzie uznana! — szeptała Lucyna — mój ojcze... mój ojcze... ty wiesz dobrze, że to niepodobieństwo!...
— Dla czego?...
Młoda dziewczyna spuściła głowę i milczała.