Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/545

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

swoją matkę miał opuścić, jeszcze chorą i nie zupełnie do sił i zdrowia wróconą.”
Ex-kapitan Atalanty, kazał oddać na pocztę ten bilecik, będący od początku do końca jednym kłamstwem, i zatarł ręce z najwyższą radością, mówiąc sam do siebie:
— No!... na szczęście, w ten sposób zyskuję kilka dni czasu, a w położeniu w jakiem się znajduję, kilka dni to może ocalenie!...
Opuśćmy teraz na chwilę Jakóba Lambert, a zobaczmy co się dzieje z Lucyną.
Znamy głębokie uczucie miłość „prawie” córki dla ojca, jaką młoda panienka żywiła dla Piotra Landry, zdaje nam się więc, że nie mamy potrzeby rozwodzić się szeroko, nad strasznem cierpieniem i boleścią, jakiej doznała nieszczęśliwa dziewczyna, gdy go widziała tak potwornie oczernionego, gdy ujrzała, jak wielkiej niesprawiedliwości stary podmajstrzy stał się ofiarą.
— Mój Boże!... mój Boże!... — szeptała Lucyna łamiąc ręce i wylewając łzy rozpaczy — co za straszne położenie!... Znam rzeczywistego winowajcę... i muszę milczeć!... Aby uratować tego nieszczęśliwego, musiałabym oskarżyć mojego własnego ojca i zdradzić świętą przysięgę!... Ah!... to chyba rozum stracić przyjdzie!... Co począć!... Jak sobie poradzić!...
Myśl, że Piotr Landry, w swojem więzieniu, może i musi myśleć, że i ona go opuściła, że i ona uwierzyła słowom Maugirona, i dla zabójcy wzgardę ma tylko, zwiększała cierpienia młodej dziewczyny!...
— Cokolwiekby się stało, Piotr Landry dowiedzieć się musi, że ja kocham go równie jak dawniej, i że chociaż