Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/539

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A przedewszystkiem uprzedzam, że w ciągu tego czasu, żadnych nowych próśb o zwłokę nie przyjmuję... Nawet dwudziestu czterech godzin nie ustąpię...
— Pod tym względem nie masz się pan czego obawiać... Tydzień mi wystarczy...
— To wybornie!... teraz kiedyśmy się już ułożyli, da mi pan mały dokumencik na piśmie, w którym mi pan przyznasz rękę panny Lucyny swojej córki, dodając, że pan daje tejże swojej córce posag dwa miljony franków i że te dwa miljony będą mi wręczone w dniu podpisania kontraktu, oraz że będę miał zupełne prawo dysponowania tym majątkiem...
— Chcesz pan ten dokument, jeszcze dziś dostać?...
— Nie tylko że chcę dziś, ale go chcę mieć natychmiast... Pan zna stare przysłowie: „lepszy wróbel w ręku niż słowik na dachu!..
— A zatem, chodź pan do pawilonu!... tam znajdziemy stęplowy papier, i napiszę co mi pan podyktujesz...
Maugiron pokręcił głową.
— Do pawilonu!... — powtórzył — sam z panem!... O! co to, to nie... mój drogi kapitanie!... nie głupim!...
— Czegóż się pan boisz?
— Cóż u diabła!... Z panem wszystkiego obawiać się można!... Najodważniejszy człowiek wcale nie ma ochoty spotkać się sam na sam z grzechotnikiem, a panu zaledwie tyle wierzyć można co tej gadzinie!... któż mi zaręczy, że podłoga w pawilonie nie jest taka sama, jak podłoga kajuty kapitańskiej na „Tytanie”... Oho! raz się dałem złapać... ale „kto się na gorącem sparzy ten na zimno dmucha!...