Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/531

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Komisarz policyi przerwał sobie na chwilę, aby odetchnąć!...
W umyśle podmajstrzego dziwne gromadziły się myśli. Wzywał wzrokiem współczucia i pomocy robotników, którzy go otaczali, i głosem głuchym szeptał...
— Co on mówi... mój Boże?... co on mówi?...
Ani jeden wzrok przychylny nie spotkał jego wzroku. Nikt mu nie odpowiedział.
Lucyna Verdier, niema i ledwo na nogach się trzymająca, nie mogła ust otworzyć... Zdawało jej się, że to wszystko jest sen ułudny.
— Wczoraj wieczorem — kończył komisarz policyi — popadłeś pan w nikczemną zasadzkę... Nędznik pchnął pana do wody, a kradzież, jak mówisz pan sam, nie była powodem zbrodni... Jakiż więc był powód?... nienawiść i zemsta, bez wątpienia!...
Otóż... jeden tylko człowiek mógł pragnąć zemścić panu!...
Patrol skonstatował obecność nad portem tego właśnie człowieka, uzbrojonego w fuzyę i przechadzającego się mniej więcej na godzinę, przed chwilą spełnienia zbrodni.
Człowiekiem tym jest Piotr Landry... Piotr Landry, skazany przez sądy, który raz już dopuścił się zabójstwa, i który szukał sposobności spełnienia drugiego, aby swojej strasznej zaprzysiężonej zemsty dokonać!...
A zatem, nie upieraj się pan napróżno, przy zamiarze ukrycia jego nazwiska!... nie osłaniaj go pan daremnie swójem milczeniem... światło się rodzi bez pana, i bez pana wychodzi z pośród ciemności!... Wszystko wskazuje