Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/518

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ex-kapitan spojrzał na Maugirona z tak żywym wyrazem niepokoju, że młody człowiek nie mógł się wstrzymać od uśmiechu.
— O! uspokój się pan! — powiedział. — Nie zabijaj pan sobie naprzód klina w głowę; rzecz dotyczy czegoś co pana nie będzie kosztowało ani grosza, a zatem powinna być panu zupełnie obojętna...
— Wytłomacz się pan! — rzekł Jakób Lambert — i na miłość Boga lub diabła, wytłumacz się prędko!..
— Wyobraź sobie, drogi kapitanie, że myślę ożenić się...
— Cóż panu przeszkadza?...
— Nic zupełnie... Jest tylko jeden drobny szczegół!... nie mam dotąd zgody ze strony panny i przyzwolenia ojca, i liczę na to że je przez pana otrzymam...
— Więc ja znam tych ludzi?...
— Bardzo dobrze...
— To mnie dziwi...
— Dla czego?...
— Znam tak mało osób!... Jak się nazywają?..
— Ojciec sam dobrze nie wie jak się nazywa, Jakób Lambert czy Achiles Verdier...
Ex-kapitan osłupiał.
— Co! — wyjąkał — Lucynę chcesz pan zaślubić?...
— No tak!... Nabiłem sobie głowę tem, aby zostać pańskim zięciem!... Myśl z pierwszego razu wydaję się być dziwną, przyznaję, ale jakąkolwiek jest, nikt mi jej z głowy nie wybije... Cóż pan mówisz na ten projekt!..
— Mówię że jego spełnienie jest niemożliwe...
— Niemożliwe!... cóż znowu!...