Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/477

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I daleko więcej jeszcze — kończyła — zgadza się na to, aby pan de Villers został kiedyś moim mężem...
Podmajstrzy słyszał dobrze, ale nie mógł wierzyć swoim uszom i chciał się przekonać czy go słuch nie myli...
— Czy to prawda?... czy to być może?... — szeptał.
— Tak, mój stary — odrzekła Lucyna — to być może, w to trzeba wierzyć, ponieważ mój ojciec mi przyrzekł, a ojciec mój nie kłamie nigdy...
Piotr Landry odwrócił się do pryncypała swego.
— Panie Verdier — rzekł do niego z serdeczną prośbą w głosie — potwierdź mi pan sam tę wiadomość, zaklinam pana... Potrzebuję to usłyszeć z własnych ust pańskich... Tak wielkie szczęście...
— Wierz bez wahania w to co ci powiedziała moja córka — odpowiedział Jakób Lambert. Jest to prawda najpewniejsza w świecie... Ale dla czegóż tak cię to dziwi?... Czy nie wiesz oddawna, że przywiązanie moje do kochanej córki, jest bez granic; skoro więc mogłem uczynić ją szczęśliwą, nie cofałem się nigdy przed niczem, nie wahałem się nigdy, poświęciłbym bez żalu dla niej moje przekonania, moje ambicye osobiste...
Piotr Landry upadł na kolana przed Jakóbem Lambert.
— Co robisz stary? — zawołał żywo pryncypał, starając się ale na próżno, podnieść go.
— Pozwól przeprosić się panie... pokornie przeprosić, panie Verdier! — zawołał podmajstrzy.
— Mnie przeprosić!... a za cóż to?... nie obraziłeś mnie niczem...