Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/463

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Maugiron, znał moją cześć, mój szacunek dla pamięci drogiej małżonki, dla czułej matki, która z wysokości nieba czuwa nad nami, i chciał nałożyć cenę na swoje milczenie!... Czy wiesz czego chciał odemnie za to aby milczał, moje dziecko... mojego majątku całego... Tego majątku tak pracowicie zarobionego dla ciebie, dla ciebie jednej, tego majątku który ma kiedyś należeć do ciebie...
— O! mój ojcze... mój ojcze — przerwała żywo Lucyna — trzeba mu go było dać!... co nas obchodzi ubóstwo?... mielibyśmy łatwo odwagę i siłę do zniesienia go razem... wzięłabym się do pracy dla ciebie z ochotą, z radością... a wreszcie nędza, głód nawet, byłyby lepsze jak wyrzuty sumienia...
— Pozwól mi dokończyć, moje dziecko — wyrzekł Jakób Lambert — a zobaczysz, że wyrzuty, o których mówisz nie istnieją, bo nie mam sobie nic do zarzucenia... Układałem z Maugironem warunki nikczemnej, niegodnej umowy, jaką mi proponował... Ofiarowywałem temu nędznikowi ogromną sumę... milion!... myślałem, że już jest gotów przystać, gdy w tem nagle, niespodziewanie, on, wymierzając ku mnie lufę pistoletu wykrzykuje!...
— Dosyć już tych rozpraw!... wola moja jest nieubłagana... podpisz mi tu natychmiast zrzeczenie się natychmiastowe tego wszystkiego co posiadasz, lub zginiesz!...
— Ach! — krzyknęła Lucyna — co za nikczemnik!... Potwór!...
— Prawa boskie i prawa ludzkie przyznają każdemu prawo święte legalnej obrony... — kończył kapitan — moje życie było zagrożono!... natchnienie z nieba przypomniało mi, że ja sam mam w ręku życie niegodziwego zbro-