Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Restaurator skrzywił się i podrapał lekko w głowę jednym palcem prawej ręki.
— Gwarancyę dobrą i pewną! — powtórzył — ho! ho! zkąd byś ją pan wziął u djabła?
— Nie będę daleko jej szukać — odpowiedział awanturnik — bo widzę tu nawet, przy tym stole zacnego człowieka, który mnie zna doskonale... Ten zacny człowiek znajduje się w pośród swych kolegów, szlachetnych żołnierzy pracy tak samo jak i on! Jest otoczony ogólnym szacunkiem!... Jego uczciwość będzie panu rękojmią mojej!.. Nie przypuszczam abyś pan miał fantazyę powątpiewania o świadectwie tak niedwuznacznem....
Oczy właściciela zakładu, zwróciły się teraz z żywą ciekawością ku stołowi cieślów, i starały się odkryć, w pośród współbiesiadników tego, którego poręczeniem niewypłacalny gość chciał się osłonić.
Robotnicy ze swej strony, badali jeden drugiego. Wszyscy zarówno zdawali się być zdziwieni, wszyscy jednakowo zaintrygowani.
Oszust wskazał gestem na osłupiałego Piotra Landry, i wykrzyknął:
— Odwołuję się do ciebie, bez skrupułu mój stary kolego, i liczę na twoją przyjaźń, tak jak mógłbyś liczyć w podobnych okolicznościach na moją... Powiedz prędko temu dzikiemu restauratorowi, który tak źle sądzi ludzi z pozoru, że ty mnie znasz i w razie potrzeby poręczysz za mnie.
Żadne słowa nie byłyby w stanie określić pomięszania i zakłopotania ojca Dyzi, skoro spostrzegł wszystkich oczy zwrócone na siebie, na skutek odwołania się łotra