Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/423

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Przyznaję bez trudności, że tak jest w istocie — odpowiedział Maugiron z zupełnym spokojem.
— Oto widzi pan dla czego — dodał pan Verdier — chcę zamknąć te drzwi, otworzyć okno, zawołać policyi, i oddać pana w jej ręce...
Maugiron zaczął, się śmiać.
— A! — zawołał były kapitan okrętu — jak widzę sytuacya się panu zabawną wydaje?...
— Nadzwyczaj zabawną!... wistocie!...
— Zobaczymy, czy będziesz pan myślał tak samo, jak cię każę aresztować!...
— Aresztować mnie!... pan!... drogi panie!... Nie zrobisz pan tego!...
— Ja!... ja!... tego nie zrobię!...
— Tego jestem pewny!... Za dużo wiem o panu, za dobrze znam pańską przeszłość, i jeżeli z pańskiej łaski mnie wezmą do więzienia, to pójdziemy sobie razem obydwa... będę miał przyjemne towarzystwo!...
— Głupstwo!... Nie sądź pan żebyś mi mógł zaimponować czelnością swoją... Naiwny pan jesteś zaiste!... Wszystko coś mi powiedział jest nie nowe, wyczytałeś to z papierów ukradzionych mi tej nocy...
— Bez wątpienia...
— W tych papierach istnieją dwa nazwiska... moje i Jakóba Lamberta, kapitana „Atalanty” ale niedorzecznością jest, szaleństwem niesłychanem, żądać aby odżyła we mnie osoba zmarła przed piętnastu laty!... Jest to wreszcie prosty wymysł pańskiej bujnej imaginacyi, i papiery te nie zawierają w sobie ani jednego słowa, na którem możnaby oprzeć tę nieprawdopodobną głupią historyę.