Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/414

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

go a może nawet trochę więcej!... Lubił złotko, co tu długo gadać!... i byłby zrobił djabeł wie co żeby zarobić jak najwięcej.
— Patrzajcie no go!
— Myślał sobie wtedy że dobrze jest sprowadzać i sprzedawać budulec i drzewo na opał, ale że się na tem nie wiele zarabia, i nie zarzucając tego przemysłu, wziął się przy tem jednocześnie do innego... — No no!... do jakiegoż?... Gadajcie jeno!...
— Oto widzisz do kontrabandy i to na wysoką skalę... Wybudowano tedy Tytana umyślnie do tego...
— To kontrabanda tak wzbogaca?...
— Spodziewam się, że wzbogaca!... Zarabia się tysiące, i tysiące tysięcy!... Pryncypał przywoził z Belgii koronki i tytoń... od południa baryłki wódki... wszystko to sprzedawał z olbrzymim zarobkiem!... Takie miewał zyski na jeden raz, żebyśmy obaj mieli tego dosyć na całe życie!...
— Powiadano mi kiedyś, że każdy kontrabandzista jest narażony na to, że go prędzej lub później złapią!... Nie brak przecież denuncyantów... a jeszcze za to płacą!...
— Było i tak mój kochany... Denuncyowano go ze dwadzieścia razy...
— Aha! widzisz!... denuncyowano!... I cóż się z nim wtedy działo?
— Cóż się miało dziać!... Celnicy i żandarmi wpadali znienacka, zatrzymywali statek w chwili kiedy się tego najmniej spodziewano, rewidowali i prowadzili śledztwo...
— Zły interes dla pryncypała! Wyobrażam sobie... Zabrano mu towar, i wytoczono proces