Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/413

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nek!... zawsze tak wygląda jakby myślał że go okradają i że biedny robotnik darmo bierze od niego zapłatę!...
— Skąpiec przebrzydły!.. a taki bogacz!...
— Prawdę jednak trzeba powiedzieć... Taki bogacz jak on a do roboty sam skory... i jak co chwyci w łapy to nie na żarty, nie jeden z nas by tak nie potrafił!...
— Pracował całe życie, a nawet powiadają niektórzy, że się tam kiedyś zajmował dziwnem rzemiosłem!... takiem panie rzemiosłem co się nie bardzo po katolicku nazywa!...
— No! ho!... ho!... I jakież to było rzemiosło?...
— Cóż to?... nigdyście kolego nie słyszeli nic o tem?
— Nigdy... jestem w zakładzie dopiero od dwóch lat... Powiedzcie mi przecie co to takiego?
— Opowiem ci to co wiem kolego, a głowy sobie tem nie przeciężysz, nie bój się!... Gdyby ten szelma chciał gadać, a powiedział wszystko co widział i słyszał tobyśmy się tu ciekawych dowiedzieli rzeczy!...
— Kto taki!... Jaki szelma?...
— No któżby?... „Tytan“!...
— Statek?...
— Rozumie się!
— Nie rozumiem!... Jestem głupi jak but!
— Opowiem ci tedy te rzeczy do rzeczy i nie do rzeczy... słuchaj tylko!
— Słucham obydwoma uszami!... tak słucham, że aż mi fajka zgasła!...
— Trzeba ci więc najprzód wiedzieć, że już wtedy pryncypał był bogaty, ale nie tak jak dziś... Nie przeszkadzało mu to wcale, pieniądze kochać jak siebie same-