Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/406

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pan Verdier zadrżał od stóp do głów pod wpływem tej groźby... Chciał on wyjść natychmiast z niepewności w której go pogrążyła, i poznać do głębi myśli i zamiary Piotra Landry.
— Jakże to więc działać zamyślasz? — spytał się głosem wzruszonym.
— O co się tu pytać!... wszakże to bardzo proste... zniszczę jednem słowem mojem wszystkie skutki tego, co się między nami stało przed piętnastu laty...
— Nie mógłbyś tego zrobić!...
— Któżby mi przeszkodził?...
— Tysiące powodów... a najprzód, aby przytoczyć tylko jeden, brak wszelkich dowodów na potwierdzenie twoich pretensyi...
Podmajstrzy wzruszył ramionami.
— Dowodów!... — odpowiedział — tych nigdy nie zbraknie!... Z pod ziemi by wyszły gdybym ich potrzebował!...
— Jesteś zły ojciec!... — dodał Achiles Verdier — I zniszczyłbyś przyszłość twojej córki!... — skazałbyś ją na nędze!
— Byłaby biedną to prawda, zamiast być bogatą, ale za to byłaby kochaną, i to by jej wynagrodziło utratę majątku... Lucyna nie jest wymagająca, ma upodobania skromne... do życia nie wiele jej potrzeba!... Jestem zdrów, silniejszy niż kiedykolwiek byłem... będę podwójnie pracował, i ona będzie szczęśliwa!... — Ona mnie bardzo kocha, widzi pan, poczciwe dziecko, chociaż jestem tylko wyrobnikiem, a może jej serce uderzyło by z ra-