Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/396

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W końcu czwartego roku pobytu w więzieniu centralnem, sprawowanie wzorowe Piotra Landry, dobry przykład jaki dawał współuwięzionym i rady chwalebne, których nie szczędził swoim kolegom nieszczęśliwym, zyskały mu pobłażliwość władzy więziennej.
Wskutek kilku bardzo przychylnych raportów, biedny więzień został ułaskawiony z reszty kary, pozwolono mu mieszkać w Paryżu, gdyby to uważał dla siebie za potrzebne i obiecano, że nadzór policyi pod jakim się znajdował nie będzie dla niego wcale surowym.
Piotr Landry, w tej epoce, miał zamiar spełnić wiernie daną obietnicę i wyjechać z Francyi na zawsze, tylko gorące pragnienie owładnęło nim... chciał ujrzeć swoją córkę, chciał ujrzeć ją raz jeden, i zapewnić się, że była szczęśliwą a potem dopiero wyjechać nazawsze...
Aby zadowolnić to życzenie, tak zresztą naturalne i tak legalne udał się do Paryża jaknajprędzej i przez kilka dni siadywał nad portem, wprost drzwi zakładu.
Przez cztery lata cierpienia zmieniły go bardzo na twarzy i w obejściu tak, że mógł się nie obawiać aby był poznanym, gdyby wypadek jaki zwrócił uwagę pana Verdier na niego. Ten ostatni wreszcie widział go tylko dwa razy, i według wszelkiego prawdopodobieństwa nie przypominał sobie jego rysów...
Podczas trzech długich dni warta Piotra Landry nad portem nie dała pożądanego rezultatu... Nie zobaczył Lucyny. Czwartego dnia nareszcie, mała dziewczynka wyszła z zakładu z boną, i nieszczęśliwy na jej widok doznał gwałtownego bicia serca. Była na swój wiek wysoka, pię-