Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/360

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A zatem, pani, widzisz dobrze, że jestem zgubiony, bo mi będzie niepodobna zostać tu, a wyjście z tego domu śmiercią, dla mnie będzie!...
— Zostaniesz, ja ci to obiecuję...
Podmajstrzy spuścił głowę i odpowiedział...
— Niestety!... pani, nie, to niepodobna...
— Mój ojciec się nie zgodzi nigdy na to aby cię usunąć...
— Będzie się musiał zgodzić gdy wszyscy inni nie będą chcieli zemną pracować!...
— Twoi koledzy nie są tak źli... będą mieli litość nad tobą...
— Oni nie są źli, nie, to prawda!... ale są uczciwi!... I chcą mieć w swoich szeregach tylko ludzi zacnych, na których nie można nic powiedzieć... ludzi z przeszłością nie skalaną!... Mnie zbrodniarzowi, zwalanemu więzieniem, nie przystoi ganić ich i będąc na ich miejscu, czuję dobrze, zrobiłbym tak jak oni...
— Piotrze słuchaj mnie...
— Słucham pani, tak jakby dobry Bóg mówił sam do mnie, przez usta jednego ze swoich aniołów...
— Masz zaufanie do mnie?...
Podmajstrzy odpowiedział spojrzeniem, które było wymowniejsze niż wszystko, coby mógł odpowiedzieć.
Lucyna mówiła dalej.
— Otwórz więc przedemną serce twoje!... powiedz mi ile jest prawdy w sformułowanem przeciw tobie oskarżeniu...
Piotr zaczął drżeć na całem ciele, i odpowiedział gło-