Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lem życia i bogiem!... To do nich należy, to ich rzecz.... Kiedy w niedzielę lub poniedziałek spotykam na mojej drodze kolegę chwiejącego się, zataczającego od muru do muru i walającego się po rynsztokach, wychodzącego z szynku, nie powiem abym go chwalił, ale pozwalam mu przejść obok siebie nie czyniąc żadnych uwag... Gdybym był na ich miejscu i robił tak jak oni, nie chciałbym aby się kto nademną natrząsał... Wcale nie myślę uchodzić za krzewiciela wstrzemięźliwości... Lubiłem niegdyś wino i pewnie piłem go tyle co i inni... Jednego pięknego poranku spostrzegłem się, że ono mi szkodzi i przestałem pić. Oto cała historya. Widzicie więc, że nie było warto zajmować się tak długo tą drobną sprawą i zwracać uwagi... Teraz jeżeli chcecie pomówiemy o czem innem, ale pozwólcie, że przedewszystkiem wychylę tę szklankę wody z całego serca za zdrowie pana Raymond i wasze moi przyjaciele.
Mówiąc to cieśla, słowa w czyn zamienił.
To krótkie skromne przemówienie zamknęło usta szydercom.
Od chwili jak Piotr Landry wytłomaczył powody swego hidraulicznego zachowania się i powiedział wyraźnie, że wino szkodzi jego zdrowiu, nie było już o czem mówić i z czego drwić. Zrozumieli to wszyscy, to też nastąpiła natychmiastowa reakcya i cieśle w doskonałej zgodzie wykrzyknęli:
— Niech żyje Piotr Landry, wodopij!...
Od tej chwili, i podczas całego bankietu, nie przestały panować jedność i zgoda między kolegami, wesołość