Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/346

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cya, i to samo nerwowo drżenie, któreśmy zaznaczyli, rozpoczęło znowu wstrząsać członkami nędznika...
Nazwisko Jakóba Lamberta, tak niespodziewanie wymówione, nazwisko, które od lat piętnastu zapomnieć się starał; wywarło na nim wrażenie odgłosu dzwonu pogrzebowego, głoszącego, ostatnie chwile jego bezkarności i upadek majątku źle nabytego...
Zaledwie miał siłę pomyśleć nad tem jakim sposobem fatalna tajemnica, której się zdawał być jedynym w świecie posiadaczem, wpadła w ręce jakiemuś obcemu, obcemu który zdawał się zbyt młodym aby mógł znać prawdziwego Achilesa Verdier, albo przynajmniej zachować o nim dokładne wspomnienie...
Złamany temi strasznemi wzruszeniami, ogarnięty palącą gorączką, fałszywy pan Verdier szedł wolno do domu i nie wstąpiwszy do biura swego kasyera, nie dawszv żadnych rozkazów co do wyładowania „Tytana“ przestąpił próg swojego pokoju, w którym się zamknął, aby nakoniec módz się zastanowić, w spokoju i samotności nad katastrofą, która go niespodziewanie jakby piorunem raziła, niszcząc od razu owoce zbrodni dawno spełnionej i nadzieje na przyszłość...
Ale spostrzegł się bardzo prędko, że w umyśle jego wszystko było niewyraźne, zagmatwane, ciemne i że zwykła jasność jego umysłu odmawia mu zupełnie posłuszeństwa.
— Czy zostanę warjatem czy idiotą? — pytał się siebie z przestrachem załamując ręcę. — Czy już jestem tak słaby jak dziecko, które najmniejszy cios powala o ziemię i które nie może się podnieść o własnej sile!?... Cóż