Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ten tytuł przyjaciela, w pańskich ustach, jestże czem innem, jak słowem słodkiem, lub bez głębszego znaczenia?... czy miałem szczęście, rzeczywiście zyskać pańską przyjaźń prawdziwą?...
Maugiron spojrzał na kasyera wzrokiem zdziwionym.
— Myślę, że chyba nie wątpisz pan o tem! — odpowiedział — nie być tego pewnym, byłoby niesprawiedliwością względem mnie!... Ale dla czego zadajesz mi to pytanie?...
— Bo nie mam innej nadziei, prócz w panu, i jeżeli jesteś naprawdę moim przyjacielem, od pana zależy wyrwanie mnie z przepaści na której skraju stoję...
— Mówisz pan zagadkowo — jąkał Maugiron z pewnym przymusem — nie odgaduję jeszcze co pan chcesz powiedzieć, ale bądź przekonanym, że jeżeli tylko twój ratunek zależy odemnie, jak to z twych słów wynikać się zdaje, możesz się naprzód uważać za wybawionego z niebezpieczeństwa... Zobaczmy!... cóż trzeba zrobić?... czy pan chcesz, abym ja się podjął uwiadomić pana Verdier o strasznej nowinie, i abym ja wytrzymał pierwszy ogień i zniósł pierwszy jego gniew?...
Andrzej wstrząsnął głową.
— Nie, nie — rzekł — nie w ten sposób możesz mi pan przyjść z pomocą...
— Mów że pan więc... czego pan wymagasz odemnie?...
— Pójdę prosto do celu — odpowiedział kasyer — błagam pana, wysłuchaj mnie nie przeszkadzając... Powiedziałem panu, że pan Verdier nie daruje mi nigdy straty swoich pieniędzy... A zatem, te pieniądze trzeba