Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czy pan mówi na seryo?... nie rozumiem tego doprawdy, komuby się śniło, przywiązywać wagę do słów starej, zwaryowanej baby, jak pani Blanchet?... sama nie wie co mówi!... pańska uczciwość jest nieposzlakowana, wszyscy to wiedzą, i nikt upewniam pana, nie pozwoliłby sobie jej podejrzewać...
— Ci co mnie znają, nie będą wątpili o mnie... wierzę w to... spodziewam się tego... ale inni!...
— O kim pan mówisz?...
— O tłumie!... o obcych!... o obojętnych!... o wszystkich!... plama hańby, plama niezatarta, niezmazana, odtąd przywiązaną będzie do mego nazwiska...
— Plama hańby niezmazana!... — powtarzał Maugiron ze zdziwieniem, które wydawało się szczerem.
— Jakżeby mogło być inaczej? — kończył Andrzej — Pytam się pana samego, cobyś pan myślał o kasyerze, wypędzonym przez pryncypała, na drugi dzień po kradzieży, gdybyś nie znał tego kasyera... Powiedziałbyś pan sobie: „Zlitowano się nad nim i nie oddano go w ręce sprawiedliwości!... albo może brakowało przeciw niemu dowodów... ale na pewno to jest złodziej!...”
— Gdyby się tyczyło odprawionego kasyera — odpowiedział Maugiron — może rzeczywiście niektóre osoby, zbyt porywcze w sądach, mogłyby sformułować tak surowe zdanie swoje... Ale cóż panu pozwala przypuszczać, że pan Verdier może pomyśleć o popełnieniu względem pana tak wielkiej niesprawiedliwości?...
Andrzej wybuchnął gorzkim śmiechem, którego aż przykro było słuchać.