Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie!... jego obecność działa mi na nerwy!... lubię tylko istoty dystyngowane, a on jest pospolity jak podpłomyk owsiany!...
Podczas tego monologu „damy do towarzystwa“ Maugiron zwrócił się do Andrzeja z temi słowy:
— Mój kochany panie, jestem na twoje usługi, gotów rozpocząć śledztwo w każdej chwili... Ale co ci jest? — dodał. — Dla czegóż tak wielkie zgnębienie!?... W podobnych okolicznościach nie można poddawać się cierpieniu i trosce... trzeba energii!... cóż u diabła!.. przecież jesteś mężczyzną!...
Andrzej opuścił ręce z gestem zniechęcenia.
— Eh!... Tak! — zawołał — pan mi radzisz abym miał energię!... siłę...
— Rozumie się!...
— Czy ja je mieć mogę?...
— Dlaczegóżby nie?...
— Andrzej wzruszył ramionami.
— Słuchaj pan — odpowiedział — wyglądasz pan w tej chwili z tą radą, jak doktór, który radzi choremu: — „radzę panu abyś był zdrów!...”
— Rada byłaby dobra!... — odpowiedział Maugiron z uśmiechem.
— Tak... ale na nieszczęście, chory nie mógłby pójść za nią... czy pan nie rozumiesz mojego położenia?...
— Ja je doskonale rozumiem, i znajduję je o wiele mniej strasznem, niż je pan sobie sam przedstawia...
— Jakto! więc pan nie słyszałeś, przed chwilą, nie godnego zarzutu, jaki mi w twarz rzucono?...