Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jących, jęcząc płaczliwie i zębami chwytając się za brzuch, potem padł pod nogi podmajstrzemu, i nie poruszył się więcej...
Zdechł...


XII.
Noc.

Stary robotnik osłupiał, skoro nachyliwszy się nad buldogiem, i przekonawszy się o zesztywnieniu jego członków i całego ciała, zrozumiał nareszcie, że był świadkiem ostatnich chwil biednego psa.
Lubił Plutona, swego wiernego towarzysza; on, który razem z nim obowiązany był czuwać nad spokojem i bezpieczeństwem Lucyny, i który wywiązywał się ze swego zadania z równą mu gorliwością.
— Poczciwe psisko!... jak on zdechł prędko! — szeptał, ocierając łzę z policzka szorstką ręką... — Dzień dzisiejszy nie dobry jest jakoś dla mnie!...
Myśl otrucia, wcale mu nie przyszła do głowy, powiedział sobie jednak, że trzeba podwoić ostrożność tej nocy, ponieważ straszny nieprzedajny stróż, na którego można było rachować ślepo, żyć przestał...
Błyskawice zdwoiły się; uderzenia piorunów następowały bezprzestannie; wir wiatru sprawiał straszny niezwyczajny hałas przechodząc pod sklepieniami drzewa w zakładzie i rozbijając się o węgły murowanych słupów...