Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

powiedz mi z większą szczerością, jak gdybyś był przed panem sędzią śledczym we własnej osobie...
— No gadaj!.. Najmniejsze kłamstwo nie wyjdzie z moich ustek różanych... Ale najprzód powiedz mi, na jakie sto diabłów, od dwóch tygodni wkleszczyłeś mnie do tej przeklętej budy, gdzie życie moje więdnie i schnie jak kwiat odłączony od łodygi, pomimo licznych i częstych kieliszków, któremi je podlewam codziennie, aby je odżywić!... Nie tu dla mnie miejsce ty to sam widzisz dobrze!... dobrze się trzeba nagłowić nad wynalazieniem tuzina pozorów aby nic nie robić, mając minę wielce zapracowanego; trzeba jednak zawsze coś tam przecie dłubać, a to nie dla mnie!... Schudłem!... straciłem więcej niż czternaście funtów na wadze!... Jeżeli to ma długo potrwać uprzedźcie mnie zgóry... wezmę dymissyę...
— Cicho durniu! — krzyknął Wiewiórka uderzając w stół — tego już za wiele!.. Jednakże odpowiem ci: — Zamknąłem cię w warsztacie bo taki był rozkaz naczelnika... twoja misya tajemnicza... zbliża się już do końca...
— Co za szczęście!..
— Czyś spełnił dokładnie moje polecenia?...
— Jak można było najlepiej...
— Czyś zdjął plan topograficzny zakładu, w najdrobniejszych szczegółach?...
— Odnalazłbym się z zamkniętemi oczami...
— Czy możesz wskazać miejsce od zewnątrz gdzie zejście będzie najłatwiejsze po wdarciu się na mur?
— Dozkonale... zrobiłem znak węglem na murze, w pewnem miejscu gdzie stos drzewa rzecz ułatwi... Zejść tam można z laską w ręku... spacerując...