Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie bardzo źle, jak widzisz! — odpowiedział Wiewiórka śmiejąc się. — Ale wiesz co mój biedny Gobercie, ja cię nie poznaję...
— No! albo co?
— Jakto, ty, Gobert, przezwany „bez szpiku” z powodu giętkości twoich członków, ty wywracasz się po bulwarze, ani mniej ani więcej jak zwyczajny niedołęga, który nastąpił na skórkę pomarańczy! Ty się kładziesz jak długi!... Ty niezdarnością swoją dajesz okazyą do śmiechu gapiom!...
— Więc ty głupi wziąłeś ten wypadek na seryo! — krzyknął Gobert. — Słowo honoru, udało mi się!.. Nie bój się, niebój!.. to sobie było tylko tak dla pozoru, mój stary, tak, dla pozoru!... aby przyjść do ciebie, bez wielkiego szkandału skoro usłyszałem twój sygnał. W tym diabelskim zakładzie, widzisz, oni wszyscy nazywają mnie „dziurawą beczką!”... Jest tam szelma stary podmajstrzy, który mi psia wiara, wszędzie w drogę włazi! To bydle wściekłe!... Ten mnie dopiero draźni... ten mi nerwy rozstraja!.. Gdyby mnie mógł wziąć na łańcuch dla przeszkodzenia mi przychodzić „Pod poczciwców”, zrobił by to jak nic!...
— Stary podmajstrzy? — spytał Wiewiórka. — Ten który każe się Piotrem nazywać?... Pięćdziesiąt lat? białe włosy?... Co?...
— Ten sam!
— Oho! znamy go... Możnaby, gdyby się chciało, włożyć kaganiec na pysk tej dzikiej bestyi!.. Ale tu nie o to chodzi... mam ci zrobić kilka zapytań... pomyśl i od-