Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ta spadła na ciebie... Chcę od tej chwili zabezpieczyć cię na przyszłość, zapewniając ci byt... Nie można sobie w tym względzie robić żadnych iluzyj, skoro wyjdziesz z więzienia, będzie ci bardzo trudno jeżeli nie niemożliwie znaleść robotę; uprzedzenia do więźniów wypuszczonych na wolność po odsiedzeniu kary zanikną przed tobą drzwi warsztatów; ale znajdując się w posiadaniu skromnego kapitału, możesz sam sobie założyć mały zakład, który może prosperować w twoich czynnych i umiejętnych rękach... Dwanaście tysięcy franków wystarczy ci?...
Piotr Landry nie odpowiedział nic. Był osłupiały.
Achiles Verdier nie zrozumiał powodów tego milczenia.
— Jeżeli cytra jaką postawiłem, zdaje ci się zbyt małą — rzekł — powiedz mi bez żadnego skrupułu... pragnę cię w zupełności zadowolnić, i w tej chwili dam ci sumę jaką sobie sam naznaczysz...
Mówiąc powyższe słowa, gość wyjął z kieszeni duży pugilares cały wypchany banknotami.
Otworzył go w sposób aby było widocznem co zawiera.
— Oznacz sumę — powtarzał. — Jestem twoim kasyerem....
Piotr Landry wyciągnął ręce i odepchnął pugilares z rodzajem zgrozy.
— Co robisz? — krzyknął Achiles Verdier — mam nadzieję, że nie myślisz zasmucić mnie odmową.
— Nie spodziewaj się pan tego!.... — odrzekł żywo cieśla — odmawiam!... Odmawiam nie raz, ale sto razy!....
— Dla czegóż to?