Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

re wyrośnie na młoda, dziewicę i kobietę, mogło się rumienić ze wstydu i boleści, słysząc szepty: „Oto córka Piotra Landry zbójcy...”
Nieszczęśliwy ojciec schylił głowę, głęboko westchnął, i rzęsiste łzy popłynęły po jego policzkach wybladłych.
— Tak — jęknął — masz pan racyę... będziesz umiał kochać dziecko lepiej niż ja... Nie trzeba aby ukochana dziecina cierpiała kiedyś przezemnie... nie trzeba aby piętno hańby niegodnego jej ojca spadło na nią...
— A więc — spytał żywo nieznajomy — przyjmujesz moje warunki, takie jakie ci przedstawiłem, nie kładąc żadnych zastrzeżeń, co do ustąpienia mi zupełnych praw nad twojem dzieckiem?
— Przyjmuję je... tak panie... Mogę strzaskać serce moje, ponieważ byłbym gotów, dla niej, wyrwać je z piersi, i zdeptać własnemi nogami... Jednakże jedno pytanie jeszcze...
— Jestem gotów odpowiedzieć.
— Powiedziałeś mi pan, że Dyoniza będzie się uważała w zupełności za twoje córkę.
— Powiedziałem to, i powtarzam...
— Taki jest pana zamiar, aby tak było, ja to rozumiem... Ale w jaki sposób ziści się ten zamiar? Dosyć będzie jednego nierozważnego słowa aby wywieść z błędu małą... Czy możesz się pan spodziewać, aby ktoś z otaczających ją, a który będzie wiedział prawdę, nie wyrzekł tego słowa?...
— W istocie, byłaby to szalona nadzieja, ale wskutek niezwykłych okoliczności, o których ci powiem, opowiadając o mojem położeniu, niebezpieczeństwa tego nie