Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

otwarto składkę w fabryce, pryncypał zapisał się na sto franków. — Powierzył tobie obowiązek odźwiernej i dozorczyni fabryki, mimo iż to nie jest odpowiednie miejsce dla kobiety.
— Niezaprzeczenie pan Labroue jest dobrym, bardzo dobrym — szepnęła smutno wdowa. — Mówią że jest surowym, postępowanie jego zemną świadczy przeciwnie. W każdym jednak razie w jego to domu mój mąż śmierć znalazł. — Ten dom przyniósł mi nieszczęście, i gdyby nie wzgląd na biedne me dzieci, nie przyjęłabym obowiązku, jaki mnie zmusza żyć W miejscu, gdzie popłynęła krew biednego Piotra mojego.
— Trzeba się rządzić rozumem moja córko. Nie można żyć ciągle ze zmarłemi. Jesteś młoda, piękna, bardzo nawet piękna; lada dzień znajdzie się chłopiec, który zapragnie ciebie poślubić.
— Nigdy! przenigdy! — zawołała Joanna Portier z oddźwiękiem silnego postanowienia.
— Nie mów tego...
— Nigdy! — powtórzyła młoda kobieta.
— Nie mów, czas wszystko zmienia. W twoim wieku wiecznie się wdową nie pozostaje.
— Ja wiem najlepiej — odpowiedziała Joanna — inne myśli zaprzątają mą głowę.
— Jakież to?
Twarz mówiącej zasępiła się na chwilę.
— Ach! — wyszepnęła — gdybym miała trochę pieniędzy... dwa lub trzy bidety po tysiąc franków.
— Cóżbyś robiła wtedy?
— Cobym robiła? — na cóż daremnie rzucać na wiatr słowa, gdy wiem że tych pieniędzy mieć nigdy nie będę. Zostanę w fabryce dopóki będę mogła, dla moich dzieci... Ufam w przyszłość, jeśli nie dla siebie, to dla nich.
— To dobrze, nadzieja daje odwagę.
Tu właścicielka sklepu podała Joannie
napełnioną blaszankę.