— Zapomniałem... zaczekaj ta... wrócę za kilka minut, długo tam bawić nie będę.
Wysiadłszy z fiakra, udał się do fabryki Harmanta, mówiąc odźwiernemu, iż chce się widzieć z pryncypałem.
Odesłany przez odźwiernego do bióra, jakie już znamy, nakreślił tam parę słów ołówkiem, wsunął w kopertę, zakleił, polecając doręczyć to niezwłocznie właścicielowi fabryki.
Harmant wydał rozkaz wpuszczenia przybyłego.
— Cóż cię sprowadza? — zapytał Owidyusza, skoro ten drzwi zamknął za sobą.
— Czy tam na zewnątrz nie słychać, co się tumowi?.. — wyszepnął Soliveau przyciszonym głosem.
— Nie. Masz coś nowego?
— Tak...
— Cóż zatem?
— Na jutro więc...
Znaczenie tego krótkiego zdania było jasnem i straszliwem zarazem.
Garaud zbladł i zadrżał.
— Na jutro?.. — powtórzył.
— Tak... i to w najbardziej sprzyjających warunkach.
— Wytłomacz mi jaśniej...
— Posłuchaj! Tu Soliveau opowiedział szczegóły znane już czytelnikom, oraz plan przez siebie ułożony. Cóż o tem wszystkiem myślisz? — zakończył.
— Myślę — odpowiedział Garaud, ocierając czoło potem zroszone, myślę, że ta sprawa pójdzie na rachunek jakiego zarogatkowego włóczęgi i że nikomu na jedną chwilę nie przyjdzie na myśl, aby nas posądzał. Jesteś bardzo zręcznym mój bracie!..