Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ah! rzekł zawsze tym samym zachrypniętym głosem: Więc to o to im chodzi! Ależ wrzeszczą te pańskie psiska.
— Czy kto będzie mieszkał w tym pawilonie? zapytał doktór Gilbert.
— Nic nie wiem mój panie... Mój majster mnie tu przysłał i przyszedłem, a co do reszty, ani wiem, ani znam.
Psy znowu rzucać się poczęły do okna, ze wściekłem wyciem.
Drugie uderzenie bata zmusiło je do milczenia, i doktór poszedł wraz z niemi drogą wiodącą na pole.
Julian odetchnął.
— Wybornie! mówił sobie, widział moją twarz a nie poznał... Wszystko idzie jak najlepiej. — Psy więcej od niego mają węchu. Na szczęście pozbawione są mowy, te obrzydliwe bydlęta!
I nie przestając pilnować drogi, zaczął śpiewać la Canne à Canada.


W willi Bry-sur-Marne, nic szczególnego się nie wydarzyło.
Filip powrócił da Paryża zaraz po obiedzie, a pani de Garennes o wpół do dziesiątej wieczorem odprowadziła Genowefę do jej pokoju.
Młoda dziewczyna cierpiała coraz więcej... Przymusiła się aby zejść na dół na obiad.
Baronowa zmuszoną była pomódz jej rozebrać się i położyć do łóżka.
Genowefa z wylaniem dziękowała trucicielce, a nawet w głębi duszy przysięgała jej wdzięczność, do tego stopnia była oszukaną umizgami tego Judasza w spódnicy.
Służący zauważyli również grzeczności baronowej i mówili między sobą:
— Pani baronowa jest bardzo dobrą osobą, kocha swoją pannę do towarzystwa, jak gdyby to była własna jej córka, i tak ją pielęgnuje, jak rodzoną...
Pomimo cierpień prawie nie do zniesienia, Genowefa umiała zachować spokój zupełny.
Siedząca przy jej łóżku pani de Garennes, studyowała jej fizyonomię.
Pozostała przy łożu boleści aż do wpół do dwunastej w nocy, odeszła mówiąc do siebie:
— Zbyt jest spokojną. Z pewnością tej nocy kochanek nie przyjdzie.
Od dziesiątej wieczorem, Hieronim zajął stanowisko obserwacyjne w parku.
Przykucnąwszy za krzakiem, trzymał strzelbę na kolanach, i nie spuszczał z oczu muru granicznego w miejscu, przez które złoczyńca wdzierać się będzie usiłował.
Czytelnicy wiedzą, że Raul nie miał przyjechać tej nocy do Bry-sur-Marne, pozostawimy więc w spokoju napróżno oczekującego ogrodnika.
Hieronim około drugiej po północy zeszedł z warty, zdrętwiały i szczękający zębami od chłodu nocnego, gdyż chociaż dni były gorące, noce za to szczególniej chłodne.
Nazajutrz rano zdał sprawę baronowej, ze swojej nieudanej wyprawy.
— Dziś wieczór rozpoczniesz na nowo, rzekła mu pani de Garennes, i zdaje mi się, że tym razem będziesz szczęśliwszy.
— Pragnąłbym tego bardzo, odrzekł Hieronim. Jeżeli jest pan Bóg dla uczciwych ludzi, dla złodziei są kule kalibrowe... Będę dobrze pilnował...
— Będziesz za to dobrze wynagrodzony...
Poczem baronowa poszła do pokoju swej panny do towarzystwa.