Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zmuszona wezwać lekarza, a to będzie strasznie niebeżpiecznem.
— Tak jest, dla tego też właśnie, nie tutaj będziesz zadawać Genowefie zatruty napój...
— Ja! Tyś sądził, że ja to robić będę?
— Ależ nie ma najmniejszej wątpliwości! któżby więc, jeżeli nie ty matko! Czyż ja mógłbym pielęgnować twoją pannę do towarzystwa? No, no, tylko bez wahania, bez słabości!... Wszak musimy mieć miliony mego nieboszczyka wuja... Czy zrzekasz się ich?
Pani de Garennes dała głową znak przeczący.
— A więc do dzieła! mówił dalej Filip, — Decydujesz się działać?
— Uczynię wszystko co mi każesz...
— A więc, za kilka dni objawisz matko, życzenie opuszczenia Paryża i przepędzenia jesieni w Bry-sur-Marne. Nic naturalniejszego jak podobne życzenie, i przygotujesz wszystko aby je spełnić bez zwłoki. Przyjechawszy na wieś umieścisz Genowefę w pawilonie, połączonym z domem oszklonym korytarzem... Pierwszego zaraz dnia wiejesz w napój tej zawadzającej nam osoby, dwie krople belladony. Nazajutrz i trzeciego dnia toż samo nie zmieniając dozy. — Trzeciego dnia Genowefa położy się do łóżka... Od tej chwili, co czterdzieści osiem godzin zwiększać należy dozę o jedną kroplę... Po upływie miesiąca, twoja lektorka zgaśnie spokojnie, — i najsprytniejszy doktór nie zdoła znaleść śladu trucizny, która ją zabije... Widzisz więc moja matko, że zadanie twoje będzie łatwe.
— To dobrze... Od dziś za trzy dni wyjeżdżam. W tej chwili zaczynam pakować rzeczy i zawiadomię Genowefę.


XXII.

Podczas kiedy ten potworny spisek układał się, w pokoju baronowej, Raul de Challins, przyszedłszy do swej ciotki, po rozstaniu się z doktorem Gilbertem, został wprowadzony do salonu, w którym znajdowała się sama panna do towarzystwa.
Pobiegł ku niej, wziął jej ręce i przytulił je do ust.
Młoda dziewczyna miała oczy łez pełne.
— Genowefo, droga Genowefo... rzekł Paul z żywością — ty cierpisz!.. Wczoraj już w spojrzeniu twojem widniał smutek, dziś znajduję go smutniejszem jeszcze i twoje powieki są wilgotne... Co ci jest?
— Wielkie mam zmartwienie, mój przyjacielu... wyszeptało młode dziewczę.
— Co za powód tego zmartwienia?
— Zmuszona jestem grać komedyą ponad moje siły... Powinnabym mówić, a rozsądek nakazuje mi milczeć...
— Cóż więc się tu dzieje?
— Rzeczy bardzo ważne... Wczoraj pani de Garennes, urządziła się tak, aby mieć długą ze mną rozmowę.
— I cóż mogła mieć ci do powiedzenia?
— Chciała mnie skłonić do zaślubienia jej syna.
Raul wstrząsnął się cały.
— A więc Filip zwierzył się przed moją ciotką i ona pochwala jego zamiary!!
— Tak jest, i to czyni stanowisko moje w tym domu, odtąd do najwyższego stopnia przykrem i fałszywem... pomimo, że pokornie odmówiłam zaszczytu, jaki chciano mi uczynić, że zmuszoną byłam wyznać, że serce moje nie jest wolne, czuję się pod wpływem strasznego przymusu... i obawiam się...
— Obawiasz się, czego? — czyż nie wyznałaś mej ciotce naszej miłości?
— Strzegłam się tego uczynić... Aż do chwili twojej zupełnej rehabilitacyi, należy ukrywać to w tajemnicy... Gdybym powiedziała, twoja ciotka, jestem pewna, nie trzymałaby mnie dłużej u siebie. Otóż, nie chcę nic przyjąć od ciebie, mój przyjacielu, aż do chwili kiedy zostanę twoją żoną... a zanim to nastąpi, potrzebuję żyć i utrzymywać moich rodziców. Jestem więc gotowa znosić wszelkie cierpienia z odwagą! Gdybyś był nie zobaczył moich oczu wilgotnych od łez źle otartych, ukryłabym przed tobą mój smutek, choćby dla tego tylko, aby i ciebie również nie zasmucać!
— Ależ droga Genowefo, odrzekł Raul, to szaleństwo z twej strony nic chcieć nic przyjąć odemnie!! Uczucie przesadnej delikatności w błąd cię wprowadza!! Opuść ten dom... Najmij w oddalonej stronie Paryża małe mieszkanie, którego progu nie przestąpię nigdy bez twego upoważnienia, i pozwól zaopatrywać potrzeby tej, która wkrótce będzie wice* hrabiną de Challins...
— Odmówiłam i odmawiam jeszcze...
— Czy wątpisz o mnie?.. Nie wierzysz mojemu słowu?
— Nie bynajmniej, lecz dla ciebie samego, zarówno jak i dla mnie, chcę ażeby żadne podejrzenie nie zadrasnęło mego honoru... Dobre imię, bez plamy, to mój jedyny posag... pragnę przynieść go tobie nienaruszonym.
— Mam więc zostawić cię tu, gdzie nie możesz być szczęśliwą?
— Tak trzeba...
— Kiedy moja ciotka ofiarowała ci rękę Filipa, czy zdawała się być rozgniewaną po twojej odmowie?
— Zmartwioną ale nie rozgniewaną, a nawet umiała znaleść wzruszające słowa, składając hołd bezinteresowności, z jaką odepchnęłam tak nieoczekiwaną przyszłość, na którą nie zasługuję. — Pani de Garennes ma bardzo dobre serce, zrozumiała mnie... Jestem przekonana, że nigdy już nie będzie mówić o projektach, nie mogących dojść do skutku. — A zatem pozycya moja, choć tak fałszywa, jest jest jeszcze znośną, do czasu kiedy będziesz wolny, nie tym czasowo lecz stanowczo...
— A chwila ta wkrótce nastąpić musi, moja najdroższa... Filip podejmuje się mojej obrony z poświęceniem prawdziwie cudownem... Układa memoryał, który poparty niezbitemi dowodami, uczyni moją niewinność jasną jak słońce, nawet dla najbardziej uprzedzonych oczu...
— Widzisz więc, mój przyjacielu, że miałam słuszność prosząc cię, abyś nie wspominał o naszej miłości, ani ciotce ani panu Filipowi... Gdyby widział w tobie szczęśliwego rywala, nie byłby tak gorąco pracował nad twoją sprawą? Potrzebujesz pana de Garennes... Unikajmy obudzenia w nim zazdrości, która dla ciebie mogłaby mieć złe skutki. Czekajmy ze spokojem i zaufaniem... Mówiąc ci przed chwilą, że się obawiam, byłam szalona... Czegóż mam się obawiać?
Raul chciał przycisnąć do serca Genowefę, lecz