Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Więc dobrze panie — rzekł prokurator Rzeczpospolitej — stanie się zadość pańskiemu żądaniu, chybaby pan sędzia śledczy, decydujący w tej sprawie ostatecznie, sprzeciwił się.
— Nie sprzeciwiam się bynajmniej — odrzekł pan Galtier — podpiszę jutro rozkaz wypuszczenia na wolność za kaucyą (doktór Gilbert ofiarował swoją) i poproszę pana szefa Bezpieczeństwa o zorganizowanie tajemnej obserwacyi nad panem Raulem de Challins.
— Wydam stosowne rozporządzenia... — rzekł szef Bezpieczeństwa.
— Bardzo panom jestem obowiązany, za okazane zaufanie w to com utrzymywał — rzekł Gilbert wzruszony. — Powtarzam, że odpowiadam za mego siostrzeńca osobą i honorem, co zaś do córki mego brata wkrótce wiedzieć będę co się z nią stało...
Sprawa była skończona.
Doktór Gilbert zaprowadził swych gości do sali jadalnej, gdzie wieczerza, złożona z zimnych potraw, zastawioną była staraniem Zuzanny.
Po wieczerzy trwającej krótko lecz nie milczącej bynajmniej, przedstawiciele sprawiedliwości zajęli pokoje dla nich przygotowane, gdzie już za nimi nie pójdziemy.
O dziesiątej zrana powrócili do Paryża, Gilbert nie uważał za stosowne im towarzyszyć.
Zaraz po przybyciu do pałacu Sprawiedliwości, pan Galtier dał rozkaz przyprowadzenia natychmiast Raula de Challins.
Zanim wypuści go na tymczasową wolność, chciał zadać mu jeszcze kilka pytań i udzielić pewnych rad.
W pół godziny młody człowiek zawsze prowadzony przez dwóch strażników, wszedł do gabinetu, w którym oprócz sędziego śledczego, znajdował się szef Bezpieczeństwa i Jodelet agent policyjny, którego widzieliśmy przedtem sprawdzającym pogłoski ludowe w okolicy placu Saint-Sulpice.
Raul był bardzo blady.
Co prawda nie utracił jeszcze ostatniej cząstki odwagi po wczerajszem badaniu, lecz wszystko zdawało się tak składać na jego potępienie, że czuł słabnącą energię, a wraz z niepokojem przerażenie ogarniało jego duszę.
— Czyż pan jeszcze będziesz mnie badał, albo raczej brał na tortury? — zapytał sędziego powitawszy go. — Po cóż? Napotykasz pan nie umyślne milczenie, ale niepodobieństwo odpowiedzenia panu... — Powiedziałem wczoraj wszystko com wiedział... wszystko com mógł powiedzieć...
— Pomimoto chciałbym jeszcze pewnych zasięgnąć od pana wyjaśnień — odrzekł sędzia grzecznym tonem, wcale niepodobnym do wczorajszego.
Raul skłonił się.
Sędzia mówił dalej.
— Czy znasz pan doktora Gilberta?
Raul spojrzał z zadziwieniem.
— Nie — odpowiedział — nie znam go.
— Zbierz pan wspomnienia...
— Uczyniłbym to napróżno... Po raz pierwszy słyszę nazwisko doktora Gilberta...
— Czy jesteś pan tego pewny?
— Pewny najzupełniej.
— Doktór Gilbert opiekuje się jednak panem.
— Opiekuje się mną? — powtórzył młody człowiek z wzrastającem zadziwieniem.
— Tak jest... Zajmuje się panem bardzo troskliwie.... prosił nawet, a pan prokurator Rzeczypospolitej jak również i ja, przychyliliśmy się do prośby, wypuszczenia pana tymczasowo na wolność, za kaucyą...
— Wypuszczenia mnie na wolność za kaucyą! — zawołał Raul któremu serce zabiło z radości. — A więc... ciążące na mnie oskarżenie ustaje; uznaliście panowie moją niewinność, zrozumieliście, że jestem ofiarą niesłychanej potwarzy, podłych machinacyi jakiegoś nędznika, pragnącego mojej zguby.
— Nie tak prędko panie de Challins... — odrzekł sędzia. — Gdybyśmy mieli pewność twej niewinności,