mielibyśmy przyjemności widzieć się w tej chwili... Zresztą za jakie trzy dni będę już zupełnie zdrową... Siły prędko powrócą.
— Nie ma co do tego wątpliwości — odezwał się z widoczną obawą pan Delariviére, widząc jak Joanna obciera czoło potem zroszone.
— Doktor uprzedził mnie, że tej nocy będę jeszcze miała gorączkę, ale zapewnił także, że to będzie atak ostatni. Czuję, że się zbliża.
— Nie będziemy ci zatem przeszkadzać.
— Będę się starała zasnąć. Zresztą ty i Fabrycjusz macie ochotę porozmawiać ze sobą...
— Tak... mamy dużo rzeczy do obgadania. Będziemy blisko ciebie, w sąsiednim pokoju... Jeżeli będziesz czego potrzebować, to mnie z łaski swej zawołaj.
— Nic mi nie potrzeba, tylko snu.
— Dowidzenia, kochana ciotko — odezwał się Fabrycjusz — do jutra...;
— Do jutra, dobry siostrzeńcze...
Młody człowiek pochylił się nad chorą i złożył na jej czole pełen uszanowania pocałunek.
Joanna zadrżała, przeciwnie bankier ucieszył się niezmiernie. Widział w tem pierwszy dowód szacunku i czułości, złożony jego małżonce... Niestety! był to także pocałunek Judasza!...
— Fabrycjusz dzięki Bogu nie jest już takim, jak był — pomyślał sobie pan Delariviére.
— Chodź — odezwał się bankier i poprowadził Fabrycjusza do swojego pokoju i zamknął drzwi za sobą. Po chwilowem milczeniu zapytał:
— Joanna zmieniła się bardzo od dwóch lat, nieprawda?
— Zmieniła?.. — powtórzył młody człowiek. — Nie, choroba wuju.. Fatyga tak długiej podróży, jakiej uległa chwilowo zmieniła jej rysy ale jest jak zawsze piękną!... Zachowała i swoje łagodne spojrzenia i swoją sympatyczną twarzyczkę i swój uprzejmy uśmiech...