Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/689

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sobie na wolności... Przywdziewa się skórę poczciwego obywatela... wsiada się na kolej z biletem do Szwajcarii...
— I daje się złapać na granicy — przerwał Fabrycjusz.
— Jeżeli się nie jest dosyć sprytnym odrzekł Becde-Lampe — ale ja znam wszystkie wybiegi. Bierze się bilet tylko do stacji pod Bellegarde, gdzie oglądają paszporty. Idzie się brzegiem Rodanu w kapeluszu słomianym i z wędką na ramieniu, niby amator łowienia pstrągów. Żandarmi nie zwracają na takiego pana żadnej uwagi, a on wychodzi z Bellegarde... dochodzi do Kolonii, i tu wsiada znowu w pociąg, podążający do ojczyzny zielonego absyntu. — Ot i po paradzie. Ja już to praktykowałem.
— Fabrycjusz słuchał z uwagą towarzysza niedoli.
— Rzeczywiście — powiedział — że projekt genjalny... Pieniądze będziemy mieli...

ROZDZIAŁ III.

Dwaj bandyci spojrzeli na Lecléra z widoszną admiracją.
— Naprawdę? — zapytał Becde — Lampe — będziemy mieli pieniędze?
— Tak..
— Będzie ich tyle, że dla nas trzech wystarczy?...
— Będzie ich więcej, aniżeli potrzeba dla ukrycia się przed niebezpieczeństwem.
— To chyba z pięćset franków? — Trochę więcej.
— Wiele?...
— Kilka biletów po tysiąc franków.
Więźniom zabłysły oczy.
— Czy to nie blaga tylko? — zapytał La Gourgone.
— Zapewniam was najpoważniej...
— A kto dostarczy tej mamony?
— Niema jej potrzeby dostarczać, jest tu...
— Masz ją przy sobie?
— Naturalnie.
— Niepodobna!
— Skoro wam mówię, że mam, to mam... możecie mi wierzyć zupełnie.