Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/688

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w fundamenta, przecinającą studnię na dwoje i zagłębiającą się w wodę przynajmniej na pięćdziesiąt centymetrów.
— To jest, że ażeby się przedostać na drugą stronę — odezwał się La Gourgone — potrzeba dobrze zamoczyć głowę i przemknąć się pod kratą...
— Yes milordzie.
— No i to przecie można zrobić.
— Jeżeli tak, jak ja, umie się dawać nurka i tak jak ja pływać, mój chłopcze...
Oczy Fabrycjusza zabłysły dziko.
— Ja umiem dawać nurka i pływać — rzekł — należę nawet do pierwszorzędnych pływaków.
— I ja dam sobie radę, wtrącił La Gourgone. Nic nam zatem nie przeszkadza spróbować szczęścia.
— Ślicznie — zakonkludował Bec-de-Lampe. Idzie tylko o to, ażeby nie dać się schwytać po czterdziestu ośmiu godzinach jak zbiegli rekruci... Wydostawszy się na świat, potrzeba już tam pozostać... A co będziemy robili bez pieniędzy?
La Gourgone podrapał się za ucho.
— Racja — mruknął potrzebaby koniecznie mieć kilka sous, zanim przyjdą lepsze czasy.
— Sza! — odezwał się żywo Fabrycjusz — dozorca powraca w tę stronę.
Dozorca przystanął przy nich, poruszył batem Bec-de-Lampe’a i wykrzyknął:
— Mało się wysypiasz w nocy, ty drabie?
— Pewnie że mało, panie inspektorze — odpowiedział Bec-de-Lampe z uśmiechem — tyle jest pluskiew w sypialni, że rady sobie dać nie można.
— Ten facet ma na wszystko odpowiedź powiedział dozorca i znowu się oddalił.
— A więc — odezwał się Fabrycjusz po chwili — brak pieniędzy was tylko truje?...
— Naturalnie, mój stary... pieniądze to najgłówniejsza sprężyna w maszynie... Z dobrą kieską łatwo można radzić