Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/679

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pomiędzy nim a jego panem istniały jakieś konszachty. Teraz upadam państwu do nóg i idę się przespać.
— Tak, ale nie na otwartem powietrzu! Zabraniam ci tego stanowczo! Wilgoć z ziemi mogłaby rozjątrzyć ranę. Prześpij się w łóżku.
— Z przepisu doktora? — zapytał śmiejąc się Bordeplat.
— Tak.
— No, to muszę posłuchać... Dobranoc państwu.
Doktor Schultz wyszedł z Klaudjuszem i pomieścił go w pustej celi. Było już za późno, albo raczej za bardzo rano, ażeby sławny profesor powracał do Paryża. Grzegorz ofiarował mu swój pokój.
Zaraz rano do zakładu warjatek w Auteuil przybył komisarz policji, a o dziewiątej przybyli prokurator rzeczypospolitej, sędzia śledczy i naczelnik bezpieczeństwa publicznego.
Spisano protokół z zeznań świadków, i z tego, co opowiedział Klaudjusz Marteau. Dowody zostały opisane, zamknięte w szkatułce i opieczętowane.
O dwunastej Fabrycjusz odjeżdżał powozem z dwoma agentami. Wobec urzędu siostrzeniec bankiera zamknął się w upartem milczeniu.
Joanna miała się coraz lepiej. Edma złamana wzruszeniem dnia poprzedniego, była coraz słabszą.
Kiedy rano weszli do celi Matyldy Jancelyn, zastali ją rozciągniętą na materacach bez ruchu. Nieszczęśliwa kobieta skończyła w tej właśnie chwili, gdy Grzegorz oparł rękę na ramieniu truciciela, mówiąc:
— Skończ już tej nocy, panie Fabrycjuszu i wylej wszystko!...