Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/672

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Milczałem w Melun dla tego, że obawiałem się sądowników. Obawiałem się ich w mojem położeniu, nie chciałem być wzywanym na świadka i nie módz stanąć śmiało przed sędziami... Zresztą miałem tylko przypuszczenia, pewności zupełnej nie miałem... Teraz, kiedy się przekonałem, uznałem za swój obowiązek pilnować cię, stanąć pomiędzy tobą a twojemi ofiarami, uprzedzić tych, którym zadawałeś ciosy w najdroższe ich uczucia i wydać w ręce sprawiedliwości, aby cię posłała na szafot i oczyściła pamięć tego, któremu pozwoliłeś umrzeć za siebie!... Uznałem to, panie i na nic nie zważając i niczego się, do wszystkich piorunów!... nie lękając, spełniłem swój obowiązek!...
Fabrycjusz czuł się pobitym, a widząc, że nie ma co spodziewać się litości, chciał wydać walkę otaczającym go, chciał szukać ocalenia w ucieczce.
Klaudjusz prawą ręką pochwycił go za kołnierz tak silnie, że się ruszyć nie mógł.
— Niepotrzebnie się szarpiesz! nie wymkniesz mi się — powtarzał szyderczo. — Bo chociaż do dyspozycji mam jedną tylko rękę, chociaż w drugą kulką dostałem niedawno, ale potrafię cię zmusić do posłuszeństwa!
Grzegorz teraz dopiero spostrzegł, iż Klaudjusz ma rękę na temblaku, w zamieszaniu nie widział tego zupełnie.
— Raniony jesteś! — wykrzyknął.
— Tak jest, panie Vernier.
— Przez kogo?
— Przez niejakiego Laurenta, kamerdynera pana Fabrycjusza Leclére.
— Czy czasem nie niebezpiecznie?
— O! nie, głupstwo, panie doktorze. Kulka nie wielka, bardzo łaskawie przeleciała przez ciało, nie naruszywszy wcale kości. A to najważniejsze. Prędko mnie pan wyleczy, skoro będziemy mieli czas pomyśleć o tem. Zresztą to lewa ręka jest okaleczona. Prawa jest silną, jak pan widzisz, chętnie też podejmuję się odprowadzić tego bandytę do której z cel, gdzie resztę nocy przepędzi pod dobrą strażą.