Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/665

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wszyscy troje weszli do gabinetu i umieścili się przy zamkniętem oknie.
— Panie Grzegorzu — zapytała jeszcze panna Baltus — o której godzinie morderca, podług słów oskarzyciela, wchodzi do domu zdrowia?
— Pomiędzy dwunastą a pierwszą, proszę pani.
— Jest dopiero trzy kwadranse na dwunastą. Będziemy musieli długo oczekiwać jeszcze...
— Niech pani, jak my, uzbroi się w cierpliwość.
Paula usiadła we framudze i uparcie, niezmordowanie wpatrywała się w furtkę, przez którą miał wejść truciciel.
Cisza była tak głęboka, że w gabinecie doktora słychać było przyspieszone oddechy. Czas upływał; zegar zakładu wybił dwunastą, potem kwadrans i pół godziny. Oczekujący doznawali dotkliwego, lubo nie jednakowego wzruszenia. Cierpliwość Pauli wyczerpała się do końca.
— I cóż, moi panowie — wykrzyknęła z dojmującą ironją czy nie przypuszczacie jak ja, że morderca, uprzedzony przez oskarżyciela, trzyma się na baczności i że nie pochwycicie go tej nocy na gorącym uczynku?
— Myli się pani — odpowiedział Grzegorz — złapiemy go w tej nocy!... Słuchajcie!...
Dziwny odgłos dzwonka, albo raczej prawdziwy brzęk dziesięciu różnorodnych dźwięków, rozległ się w gabinecie doktora i w pokoju sąsiednim.
Grzegorz mówił dalej:
Morderca otworzył drzwi od bulwaru Montmorency... Jest teraz w okrągłem przejściu... zbliża się... Pan Bóg go oślepił... zły duch odpycha, a my, proszę pani, sprawiedliwość i zemsta, zobaczymy go u dzieła... Oskarzyciel nie kłamał!...

ROZDZIAŁ XXVI.

Paula nie miała odpowiedzi na ostatnie słowa Grzegorza. Zbladła, zachwiała się i aby nie upaść, uchwyciła się obu rękoma za firanki. I przysłuchiwała się ciągle brzmieniu dzwonka, a oczy trzymała wlepione w furtkę ogrodową.