Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/648

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zawsze! — rzekł Fabrycjusz — zawsze! zawsze! zawsze!
Paula przymknęła oczy, aby się lepiej rozkoszować harmonją głosu tego, który jej obiecywał miłość i szczęście.
Fabrycjusz Leclére przycisnął usta do przymkniętych powiek dziewczyny. Paula zadrżała całą istotą, straciła świadomość rzeczywistości i bardziej jeszcze przycisnęła się do narzeczonego.
— Już ją mam! — pomyślał nędznik.
Ale nagle wśród nocnej ciszy rozległ się dzwonek. Ten nagły dźwięk podziałał na sierotę, niby prąd elektryczny. Otworzyła oczy, odzyskała zupełną pewność siebie, wyrwała się z objęć Fabrycjusza, który chciał ją jeszcze przytrzymać i szybko powstała.
— Przeklęty jakiś natrętnik — pomyślał wściekły Leclére. — Jak tu odnaleźć podobną okazję?
Rozległo się drugie jeszcze silniejsze szarpnięcie dzwonka.
Willa, jak wiemy, oddzielona była od drogi tylko dziedzińcem. Paula wychyliła się za okno i zdawało się jej, że dostrzegła poza sztachetami jakąś kobietę.
— Kto tam? — spytała.
— To ja, proszę panienki.
— Kto taki?
— Magdalena, służąca pana Grzegorza. Przybyłam z Auteuil z bardzo pilnym listem do panienki, od mojego pana.
Fabrycjusz poczuł, że organ, który mu zastępował serce, ścisnął się lekko.
— Pilny list od doktora?... Czy nie zaszło tam coś nieprzewidzianego?
— Dowie się panienka zaraz. Tylko proszę mi kazać drzwi otworzyć.
— Otworzę zaraz sama.
Panna Baltus wybiegła prędko od Fabrycjusza do swojego mieszkania, zadzwoniła na pannę służącą, zapaliła świecę, zeszła do sieni, wzięła klucz i otworzyła bramę.