Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/643

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A ty jesteś wspólnikiem mordercy!.. Usuń się, bo przejść potrzebuję...
— Nie przejdziesz!... Zastanów się... ja jestem uzbrojony...
— I ja także, do wszystkich piorunów!
I Klaudjusz wziął rewolwer do ręki.
— Ustąp! — powtórzył.
— Nigdy!
Jednocześnie padły dwa wystrzały i odbiły się złowrogo w Sekwanie... Po tych wystrzałach rozlekł się krzyk boleści...

∗             ∗

Widzieliśmy Fabrycjusza Leclére, gdy przybył na stację w Melun, gdzie oczekiwała nań Paula, mająca zawieść ukochanego do willi.
Przez cały dzień gorąco było bardzo dokuczliwe. Wieczorem atmosfera stała się jeszcze cięższą, przepełniona była elektrycznością.
Fabrycjusz i Paula, zjadłszy sam na sam obiad, udali się dla odetchnięcia świeżem powietrzem w głąb parku usiedli tam pod cieniem wielkiego drzewa na darniowej ławeczce.
Paula Baltus, ubrana w długi z białego muślinu pegnoir, słuchała z upojeniem miłosnych słów narzeczonego. Fabrycjusz nagle zamyślił się głęboko...
— O czem tak myślisz, Fabrycjuszu? — zapytała panna Baltus, zaniepokojona tą gwałtowną zmianą i niewytłómaczonem milczeniem.
— Dla czego wydajesz się smutnym, skoro jesteś przy mnie?...
— Chcesz wiedzieć? — szepnął Fabrycjusz, podnosząc głowę i wlepiając w pannę Baltus długie a przejmujące spojrzenie.
— Chcę i to koniecznie.
— A więc, jestem smutny, bo czas szybko przechodzi i za godzinę zmuszony będę wydalić się z tego domu, gdzie pozostawiam szczęście moje i moje życie.