— Nieszczęście!... — zawołał Fabrycjusz.
I dodał w duchu:
— Kto to wie, czy Joanna pociągnie dłużej na świecie?...
Śniadanie skończyło się bardzo prędko.
— Czas nam jechać... — powiedziała Paula Baltus — wstając od stołu.
— Jestem na rozkazy pani, a powóz mój oczekuje na nas przed bramą, przy ulicy Raffet — oświadczył Fabrycjusz.
— Azatem — rzekł Grzegorz, zwacając się do Pauli — pozwala nam pani spodziewać się jej powrotu w ciągu dwudziestu czterech godzin?...
— Niezawodnie powrócę, kochany doktorze.
— Czekam zatem z obiadem.
— Nie powrócę jednak sama. Pan Fabrycjusz obiecał, że nie tylko dziś mnie odwiezie, ale że jutro stawi się także po mnie.
— W takim razie czekam obojga państwa.
Paula i Leclére odjechali razem.
Dzień był prześliczny. Niebo bez żadnej chmurki podobne było do lazurowej kopuły; gorąco nie dokuczało zbytecznie.
Grzegorz powiedział sobie, że daleki spacer powozem w cieniu lasku Bulońskiego będzie zbawiennym dla Joanny i Edmy. Posłał do Auteuil po duże odkryte lando i pojechał z matką i córką.
— Gdzie mam państwa zawieźć — zapytał stangret doktora.
— W najpiękniejszą aleję lasku — odpowiedział Grzegorz. Objedziesz Longchamps, trzymając się drogi obok Sekwany.
Pani Delariviére z córką siedziały w głębi powozu. Grzegorz naprzeciw nich. Powóz przejechawszy już przez różne aleje, zjechał teraz drogą pochyłą w prześliczną drogę nazwaną bulwarem Sekwany, prowadzącą wzdłuż pól wyścigowych, aż do wjazdu do lasku Bulońskiego.
Edma zachwycona wspaniałą panoramą, jaka się przed nią roztaczała, wykrzyknęła: