Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Brawo!... — wykrzyknął młody baron z zapałem. — Doskonała historyjka, muszę ją rozpuścić po świecie. Z pewnością będzie miała powodzenie.
— Ślicznie pani opowiada, kochana pani Lariol! ślicznie — odezwał się z kolei Fabrycjusz — ale nie o kroniki miejscowe chodzi nam w tej chwili. Zjemy śniadanie i obiad w Melun, i będziemy nocować tutaj.. Potrzebujemy zatem dwóch pokoi.
— Dwóch pokoi... — powtórzyła z miną zrozpaczoną. — Niepodobna, panie Fabrycjuszu, niepodobna!
— A to dlaczego?
— Dlatego, że wszystkie wynajęte, nie tylko pokoje, ale i okna. Sto franków za jedno, sto franków, kochany panie.
— Pani Lariol — odrzedł młody człowiek — nie wierzę, aby pani nie znalazła dla nas jakiego jeszcze kącika...
— Zapewniam pana!...
— Niech pani nie zapewnia.
— Przysięgam!...
— Niech pani nie przysięga...

ROZDZIAŁ X.

— Przypuśćmy — ciągnął Fabrycjusz — przypuśćmy, że o pani hotel dobijają się gwałtownie, że na wagę ztota płacą pani za okna. Zgadzam się na to, ale wiem, że pomimo wszystko znajdzie pani jakiś jeszcze pokoik dla przyjaciół. Będziemy się kontentować jednym, jak najmniejszym, poprzestaniemy na jednem łóżku i jednem oknie. Panie zajmą łóżko, ja z panem Lindelly przepędzimy noc w fotelach.
— Noc tem prędzej przejdzie, gdy nie będzie zbyt wygodną — przerwał mały baron. Jedno okno dla czworga, niech pani będzie łaskawa!
— Jedno okno albo śmierć! — wykrzyknął Pascal de Landilly. — Pani Lariol! pani wszakże nie zechce doprowadzić tych dam do rozpaczy! niech nam pani wynajdzie jaką celkę maleńką, a stanie się pani prawdziwym dla nas aniołem!