Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/378

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Panie! — wykrzyknął — nie wiem nic zgoła, co to wszystko znaczy... Chciałem zrobić przysługę siostrze... Miałem czek na dwadzieściapięć tysięcy franków... i wypłacono mi dwadzieściapięć tysięcy franków! Reszta nic mnie nie obchodzi... co mi do tego!...
Paweł de Langenois wyjął z kieszeni książeczkę, otworzył ją i zaczął coś przeglądać.
— Przedstawiłeś pan czek na dwadzieściapięć tysięcy franków... niech i tak będzie!.. A jakiż był numer porządkowy tego czeku?
— Ja nic nie wiem... — odrzekł arogancko brat Matyldy. — Po co miałbym na to zważać, po co sobie przypominać?...
— Ten czek — ciągnął dżentelman, ten czek miał i ma jeszcze Nr. 5520; sumę dwadzieściapięć tysięcy franków, wpisaną moją ręką, wytarłeś pan i w to miejsce wpisałeś czterdzieścipięć tysięcy franków!... Panie René Jancelyn, jesteś pan fałszerzem!...
— Pawle!... zawołała przerażona kobieta — co ty mówisz!... to byłoby ohydne, ale to być nie może!...
Brat Matyldy czuł się złapanym, nie przeszkodziło mu to atoli odegrać roli obrażonego i niesłusznie posądzonego człowieka.
— Pan mnie znieważasz, panie wice-hrabio!... — wykrzyknął. — Pan mi odpowiesz za to...
Paweł uśmiechnął się ironicznie i machnął pogardliwie ręką.
— Panu miałbym dawać zadośćuczynienie!... — ja... panu?.. A to co znowu... pan żartujesz sobie, mój panie!... Odkądże to ludzie mojego stanu dają satysfakcję kandydatom na galery?...
René posiniał i zrobił gest, jakby się chciał rzucić na pana de Langenois. Matylda, oszalała z boleści, rzuciła się pomiędzy nich.

ROZDZIAŁ XXIV.

— Pawle! — krzyknęła, składając ręce, — błagam cię na klęczkach, nie powtarzaj tego okropnego oskarżenia... Pomyśl tylko, co mówisz.