Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Joanna stojąc, przypatrywała się Edmie. W całej jej postawie nie było nic obłąkanego. Edma mówiła dalej:
— Maurycy Delariviére... Oh! ukochana moja matko, przypomnij sobie wszystko... Powiedz, kto nosi to ukochane nazwisko...
— Tak.. tak... to nazwisko... wiem... wiem... to...
Znowu umilkła.
— To mój ojciec — dokończyła Edma.
— To kat — odrzekła warjatka z wybuchem głośnego, przeciągłego śmiechu. c
Edma nie czuła w sobie dosyć siły, ażeby przenieść spokojnie ten nowy straszny zawód. Osunęła się na krzesło i wybuchnęła głośnym płaczem.
— Boże! — wołała, łkając — spodziewałam się za prędko! Wszystko znowu przepadło!...
Joanna wyciągnęła się w fotelu, stojącym obok łóżka, przymknęła oczy i jakby zasnęła.
Upłynęła blisko godzina. Młoda dziewczyna smutna, przygnębiona, nie ustawała w zabiegach.
Frantz Rittner wszedł do pokoju.
— Co pani jest? — zapytał — czego pani płacze?
— Ah! doktorze — odpowiedziała Edma — dotknął mnie cios dotkliwy...
— Co za cios? Cóż się tu stało?
— Myślałam przez chwilkę, że matka odzyskała rozum...
— To niepodobieństwo, proszę pani.
— Widzę to aż nadto dobrze|... Ale nie zastanawiam się wcale... Powtórzyła za mną moje imię i Saint-Maude... Zdawało mi się, że rozumie, co jej mówiłam o ojcu... Zdawało mi się, że mnie poznaje...
— I to wszystko bez gwałtownego napadu? bez nerwowego podrażnienia?
— Tak jest, doktorze, prawie zupełnie spokojnie. Ale ten powrót do rozumu był tylko zwodniczym, bo nagle obłęd powrócił i zniweczył moją nadzieję...
Frantz Rittner, słuchając Edmy, mówił sobie w duchu: