Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/300

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W tej chwili był u doktora Rittnera Rene Jancelyn. Obaj wspólnicy rozmawiali długo ze sobą o pannie Pauli Baltus. Przysięga jej pomszczenia brata przyprawiała obydwu o niezmierną trwogę. Liczyli na Fabrycjusza, jak na konduktora piorunowego liczy się w czasie wielkiej burzy, a tu wyjazd wspólnika pozostawił ich całkiem bezbronnych.
— Kto to wie — powtarzali sobie — kto to wie, czy Fabrycjusz, wiedząc, że znajdzie majątek w Nowym Jorku, nie uciekł przed niebezpieczeństwem, kto wie, czy powróci?
Zarówno też René Jancelyn, jak i doktor Rittner rozeszli się bardzo zaniepokojeni.
Jak większa część złoczyńców, zdolnych do wszelkich zbrodni, Frantz był w głębi duszy tchórzem okrutnym. Wobec niebezpieczeństwa tracił głowę. Jedyną deskę ocalenia dla siebie widział w tem, aby się wynieść nietylko z Paryża, ale i z Francji i to w sposób, zacierający wszelkie ślady poza sobą.
Rittner myślał o pozbyciu się swojego zakładu, ale że nie chciał używać pośrednictwa ogłoszeń dziennikarskich, upoważnił kilka osób do rozpuszczenia wiadomości w świecie lekarskim, iż dyrektor sławnego domu zdrowia w Auteuil gotów sprzedać instytut ten za gotowe pieniądze.
Czy się trafi taki nabywca?
Do tego niepokoju przyłączył się inny jeszcze. Przerzucając drżącą ręką kartki książeczki w czarne płótno oprawionej, a pełnej dziwnych notatek, małą część których znamy już także, myślał bardzo o tem, co się stanie z temi wszystkiemi tajemnicami, które trzymał pod kluczem.
— Gdyby sprzedaż mogła przyjść do skutku — prawił nieraz sobie — nabywca nie dowiedziałby się o niczem i niczegoby się nie domyślił. Wszystko poszłoby zwykłym biegiem. Co do mnie, czegobym się miał obawiać? Dostawszy się raz poza granice Francji, schowam się dobrze w głębi Niemiec, przyoblekę się w nową skórę i w nowe nazwisko i niech licho porwie wszelkie zobowiązania! Co mi tam, że potracą głupcy, co mi naprzód popłacili!... Nie będzie mnie i basta.