Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ LII.

— Od jak dawna doglądasz tego ogrodu? — zapytał Fabrycjusz.
— Od trzech lat, proszę pana.
— Jesteś żonaty?
— Nie, proszę pana.
— Jaką masz tutaj pensję?
Ogrodnik wymienił cyfrę.
— Od ciebie zależy utrzymać miejsce odrzekł Fabrycjusz — muszę tylko z góry uprzedzić, że nie lubimy żadnych plotek.
— No, to pan będzie ze mnie zupełnie zadowolony, nie mam żadnych znajomości.
— Jeżeli tak, to dobrze. Proszę cię teraz o oddanie mi pewnej przysługi...
— Jestem do usług pańskich.
— Weź ten list i zanieś go bezzwłocznie do notarjusza, upoważnionego do sprzedoży. Po powrocie zdejm zaraz kartę.
— Dobrze, proszę pana.
Fabrycjusz wsunął dwa luidory w rękę odźwiernemu i wrócił do pana Delariviére i Edmy.
— Kochany wuju, już wszystko skończone, jesteście u siebie.
— Dałby Pan Bóg, abyśmy wkrótce wszyscy się tu razem znaleźli — powiedział bankier. — Moglibyśmy być bardzo szczęśliwi.
— Teraz ojcze odezwała się błagalnie młoda dziewczyna — jedziemy zaraz do Auteuil.
— Kochane dziecię, dalekoby było rozsądniej poczekać do jutra, ale niech będzie, jak chcesz.
Wsiedli do powozu, a stangret otrzymał rozkaz do Auteuil, na ulicę Reffet. Lando potoczyło się drogą Madrycką, ulicą Bois do Boulogne laskiem aż do Muette, później bulwarem Suchet przejazdem kolejowym na wprost koszar i zatrzymało się przed zakładem doktora Rittnera.