Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wyszła z łóżka, wzięła ubranie z krzesełka, zarzuciła na siebie szlafroczek, wsunęła nóżki w pantofelki i wspierając się o meble, podeszła do okna i uchyliła rolety. Teraz już był dzień zupełny, a zakryty powóz zaledwo stanął u stóp szafotu. Joanna poruszyła antabą, okno się otworzyło. Prąd zimnego powietrza owionął twarz i rozgrzane piersi młodej kobiety... Nie spostrzegła nawet tego i wychyliła się, żeby lepiej widzieć. Z początku nie dostrzegła nic oprócz tłumu, otaczającego czworobok, pilnowany przez żołnierzy. Na samym środku placu stała jakaś pomalowana na czerwono machina przerażającego pozoru. Za drugiem spojrzeniem zrozumiała wszystko. Czerwona machina była szafotem. Miano stracić człowieka. Opanowała ją jakaś nieopisana obawa, serce jej się ścisnęło, jakaś chmura wzrok zasłoniła, przeklinała swoją ciekawość, chciałaby zapuścić roletę, aby uniknąć tragicznego widoku. Nie mogła... Nie była już panią siebie. Jakaś niewidzialna siła zapanowała nad jej wolą, i trzymała ją oko w oko tego strasznego dramatu, którego ostatni akt się rozpoczął.
Otworzono drzwiczki obmierzłej budy... Wysiadł najpierw ksiądz, trzymający w ręku wizerunek Chrystusa na krzyżu. Następnie wysiadł jakiś człowiek, modlący się gorąco... Był to skazany.
Joanna od stóp do głów zadrżała. Jej rozszerzone źrenice wpatrywały się w nieszczęśliwego, widziała jego ramiona i kędzierzawe, siwiejące włosy, ale twarzy dojrzeć nie mogła.
Tłum oczekiwał dyszący, ale cichy. W tych zbitych szeregach zaledwie szepty słyszeć się dawały. Skazany, podtrzymywany przez kapłana, wszedł wolno po kilku stopniach, prowadzących na szafot.
Kiedy wchodził na stopnie, Joanna widziała twarz jego z profilu. Z rękami ściskającemi ramę okna, z szyją wyciągniętą ku gilotynie, wpatrywała się uparcie w nieszczęśliwego, co szedł na śmierć tak spokojnie... Usta młodej kobiety poruszały się ciągle, jakby szeptały jakieś słowa niezrozumiałe. Konwulsyjne dreszcze wstrząsały ramionami. Trupia bladość, pokrywała policzki.