Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nagle wyrwaną została z tych marzeń jakimś szczególniejszem hałasem, z którego sprawy zdać sobie nie mogła. Hałas ten pochodził z placu; podobnym był do głuchego, monotonnego uderzania o brzegi bałwanów morskich podczas przypływu.
— Co się tam dzieje? — szepnęła. — Jakby jakiś ogromny tłum, rozmawiający głośno... Czy ja nie śpię już naprawdę? Czy też znowu mnie ogarnia to dręczące majaczenie?... I uniósłszy się znowu, wsparta na łokciu, zaczęła się przysłuchiwać z większą jeszcze uwagą. Wkrótce hałas zmienił naturę i wydawał się jej coraz bardziej niewytłómaczonym.
Były to uderzenia młotków, z początku głuche, potem coraz głośniejsze, to szybkie, to znów powolniejsze, ale nieustające. Nie można sobie wyobrazić nic bardziej ponurego, nad to nieustanne wśród ciszy nocnej stukanie. Zdawało się, jak gdyby cały legjon żałobników całe stosy trumien zabijał.
Joanna wstrzymała oddech, ażeby lepiej słyszeć. Usiłowała zrozumieć, co to znaczy, ale nie mogła się domyślić niczego. Po jakiej pół godzinie młotki ucichły, ale szmer przypływu morskiego rozpoczął się na nowo i to coraz głośniejszy. j
— Co to jest? — mówiła młoda kobieta. — Co to jest?... co się tam dzieje? Przecie nie śpię.. nie śni mi się to wszystko przecie... Szczególna rzecz... Gdybym nie wiedziała, że Maurycy jest obok i że mogę go zawołać, to bym się bała doprawdy!
Od czasu do czasu jakaś nieokreślona światłość jakby od płomienia poruszanego wiatrem, odbijała się na zasłoniętych roletach okien. Światłości te bladły stopniowo przy brzasku wschodzącego dnia.
Podkowy końskie, koła wozów, rozlegały się teraz po bruku, a naraz dał się słyszeć głuchy jakiś okrzyk i wszystko ucichło. Ten szczególny hałas, ten szmer tajemniczy zaciekawiły Joannę.
— Z pewnością — mówiła — coś się tam dzieje nadzwyczajnego. Muszę się dowiedzieć koniecznie.